piątek, 16 stycznia 2015

One Shoot

Ave Ludu tego bloga!
Z przyjemnością mam zaszczyt przedstawić fangirling (chyba tak się to pisze) Vi (Vivien). Vi to córka Aresa, postać z innego bloga, jedna k na polecenie "alterego" Vi napisałam tego OS. W opowiadaniu występują przekleństwa więc czytasz na własną odpowiedzialność (nie, nie ma nic zboczonego, może trochę xd). OS nie ma nic wspólnego z fabułą. Dedyk dla Tasao... (sorry, nie umiem tego napisać xd) więc poprostu dla Klaudi. W takim razie spełniłam już obowiązek obywatelski, komentujcie! 
* * * * * * *  *


Obudziłam się, a raczej Clariss oblała mnie wodą wrzeszcząc.
- Wstawaj śmieciu!!
- już już pizduś. - Warknęłam.- Ebloa, Absurd! RUSZCIE TU SWOJE WŁOCHATE DUPY!
Koty przebiegły sycząc gniewnie. Chyba wiem gdzie były... Z uśmiechem mówiącym '' podejdziesz? Jesteś w grobie'' po czym narzuciłam na siebie koszulkę z napisem ''Pizdy są wśród nas''i jakiś dres. Dresy Aresa górą! Zamknęłam drzwi i... No nie do końca je ''zamknęłam'' raczej jebnęłam nimi tak mocno że z zawiasów wypadły.
- Gumoleon! Drzwi w piątce! -Wydarłam się w stronę dziewiątki.
- Opanuj tę swoje w kij podwójnie jebane koty! - .wrzasnął mój ''ulubiony'' jebany syn Hermesa. Gdy tylko go zobaczyłam zaczęłam rechotać na pół Obozu. Całe jego ubranie było w strzępach a twarz zakrwawiona i podrapana.
- Hahahahahah ty jebane emo! Trzeba było nie zjadać moich pianek! Poza tym serio?! Koty cię pobiły?!
Obrzucił mnie nienawistnym spojrzeniem. Pfff, może mi naskoczyć! Walnęłam go po plecach po czym sprężystym krokiem wyszłam po za granice obozu. Dzień nie mógł zacząć się lepiej! Wsiadłam w jakiś jebany autobus, po czym nakrzyczałam na jakiegoś chłopczyka żeby ustąpił mi miejsca. Ten dzień jest coraz miej jebany!
- co się suko gapisz?! -warknęłam do jakieś starszej pani która jakoś dziwnie się na mnie patrzyła. Nie moja wina, że mój podkoszulek głosi prawdę! Znów szłam, od czasu do czasu piorunując przechodniów wzrokiem. Ludzie schodzili mi z drogi, gdy idąc, nuciłam jakąś sprośną piosenkę. Weszłam do jakiegoś sklepu survivalowego i kupiłam sobie dwa noże.
- dziewczynko, a po co ci te noże?- spytał zmieszany kasjer.
- żeby wsadzić ci je w dupę staruchu- warknęłam i wyszłam z nowym nabytkiem. Weszłam jeszcze do ZOOLOGICZNEGO żeby kupić jakieś żywe jaszczurki dla Absurdu i Eboli i tak mi jakoś zleciało do szesnastej. Po kulturalnym wymienieniu kilku uwago do sprzedawcy (Pff, powyzywałam go od Pizd) wlazłam Ares wie po co do jakiegoś ciemnego zaułka. wtem coś mnie potrąciło a ja straciłam równowagę i wylądowałam koszulą w kałuży. Zaklęłam jak szewc.
- moja wina- mruknął obojętnie głos dochodzący z mojej prawej strony. Rzuciłam się na niego wrzeszcząc. Chwyciłam nieznajomego za gardło i kilkoma kopnięciami gdzie trzeba znokautowałam go po czym przystawiłam mu nóż do gardła.
- kim pizdo jesteś i ważniejsze pytanie, COŚ TY PIZO ZROBIŁ Z MOJĄ KOSZULĄ?!- ryknęłam i przycisnęłam nóż mocniej do jego gardła.
- ty mnie widzisz?
- nie idioto, przystawiam nóż do gardła mojego wymyślonego przyjaciela!
Nieznajomy westchnął.
- jeśli to ty braciszku to to nie jest śmieszne, tak mam ten jebany młot!
Młot? Facet oszalał...
- jaki, jebany młot?!
- zwykły, Asgardzki młot!
- to kim ty do cholery jesteś?!
- Kurwa, Loki jestem! A ty to kto?
Szybko odstawiłam nóż od jego krtani i pomogłam mu wstać. Największa zajebistość świata stoi prze mną. Właśnie sprałam Lokiego! Jeden zero bejbe!
- Vi! -wrzasnęłam. - córka Aresa!
- Aresa? -Loki przechylił głowę i wszedł w krąg światła, dzięki czemu mogłam go podziwiać w całej okazałości. Szmaragdowa koszula, czarna, skórzana kurtka, czarne rurki i przydługie, czarne włosy sprawiały że nie wyróżniał się z pośród śmiertelników. Tylko jego zielone oczy, były jak by demoniczne i błyskały przebiegle, tak jak by właśnie zastanawiał się gdzie zostawić moje zmasakrowane ciało.
- ok, normalnie już bym Cię spopielił ale że jestem bogiem oszustwa... Potrafię docenić dobrą walkę więc cię nie zabiję. -uśmiechnął się półgębkiem. Właśnie stoi przed mną bóg w którego nie wierzę.
- co cię tu sprowadza?
- ukrywam młot brata, mówiłem już, jestem bogiem oszustwa, niestety nie znam terenu. Pomożesz mi?
- no mowa! Jasne!
- a, no i masz koszulkę- rzucił mi wziętą sama-nie-wiem-skąd czarną koszulę z napisem "Loki przejmie władzę nad światem!". Dyskretnie, nie powiem. Weszliśmy do galerii handlowej. Idąc, i nie zwracając uwagi na przechodniów zdjęłam starą koszulę i założyłam nową. Przy okazji minęłam jakąś kobietę z dzieckiem która mruczała coś o szerzącej się pedofilii i pornografii. Rozczulające.
- ok, to gdzie mogę go ukryć?- spytał Loki.
- hmmm, może muzeum wojskowe?
Wzruszył ramionami.
- czemu nie. Prowadź.
Po kilku przesiadkach w metrze, po kilku kłótniach z jakimiś pojebusami i po kilku interwencjach policji dojechaliśmy na miejsce.
- ok, to tutaj. To świątynia mojego ojca więc jak byś mógł nie zrobić mi wstydu przed ojcem była bym wdzięczna.
O Bogowie, Loki to chyba jedyna osoba do której nie mówię per. "pizduś".
- nich będzie, to gdzie go chowamy?
- hej! Siostruś!- usłyszałam za swoimi plecami głos, po czym odruchowo zamachnęłam się nożem.
- Fobos, idioto! - ryknęłam.
- owszem, Fobos to moje imię.- przytaknął.- chcecie schować tego młotka? Polecam tamten niemiecki samolot wojskowy.
- dzięki, dozo!
- dozo! Mam u ciebie przysługę!- wrzasnął.
- chciał byś! A kto ratował ci dupę w tym metrze?!
- nic nie mówię!- krzyknął i rozpłynął się w powietrzu.
- to twój brat?- spytał wyraźnie zainteresowany Loki.
- niestety.- mruknęłam.- brat od strony ojca.
- chodź, już chcę mieć ten młot z głowy!
Szybko znaleźliśmy tego jebanego samolota i ukryliśmy młotka (nie, nie mówię o Lokim) w kabinie pilota.
- ok, to dzięki za przysługę- mruknął zmieszany bóg.
- spoko. No, to do zobaczenia!
- tak, zasłużyłaś więc jeśli jest coś co mógł bym dla ciebie zrobić to się nie wahaj. - i już miał odejść gdy wypaliłam:
- daszmiąuograf?
- proszę?- spytał odwracając się w moją stronę.
- czy dasz mi autograf?
- jasne.
W powietrzu pojawił się marker którym podpisał się na mojej koszuli.
- dzięki.
- eh,. co mi tam- mruknął jak by zażenowany.- masz.
Wcisnął mi w ręce tą swoją włócznię. Popatrzyłam się na niego z zachwytem. Jest jeszcze lepsza od tej którą dał mi ojciec!
- wow.- wydukałam.
- jest magiczna- wyjaśnił- ten o to niebieski kamulec wytwarza coś w rodzaju laserowych promieni. Razi na odległość pięciu metrów.
- zajebista zajebistość. Dzięki.
- teraz lepiej zamknij oczy.
- a na kij?- mimo to posłusznie zamknęłam oko (drugie jest zawsze schowane za przepaską). Poczułam czyjeś usta na swoich po czym oddałam pocałunek. Trwaliśmy tak w uścisku, gdy jakaś ręka zaczęła zjeżdżać do mojego pasa. Wolną ręką strzepnęłam ową dłoń. Trwaliśmy tak w uścisku do puki mi się nie znudziło więc kopnęłam go w brzuch.
- musisz być taka brutalna?
- ja się tak komunikuję.
- do zobaczenia.
Poczułam szarpnięcie w okolicach pępka i po chwili leżałam na trawie w Obozie Herosów.
- co się pizuś gapisz?- warknęłam do Bogom ducha winnego Larsona który akurat przechodził. Wparowałam do domku Aresa gdzie usmażyłam połowę rodzeństwa nową włócznią. To był udany dzień.