sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 2 Magda, czy ja o czymś nie wiem?

                                             Madzia, masz dedyka za trucie mi dupy przez cały dzień!
                                                                      * * * * * * *
Obudziłam się o szóstej trzydzieści. Nienawidzę wstawać, pomyślałam. Nienawidzę również: poniedziałków, wtorków, miętówek, lukrecji, psów i natrętnych ludzi. Poczułam jak coś ciepłego z cichym plaskiem paca mnie po twarzy. Ze złością zerknęłam na to "coś". Ową rzeczą była zwisająca z łóżka na de mną ręka Connora, który mruczał coś na kształt "Jam jest Jack Sparrow, wyskakuj z ciastek". Ok, nie będę wnikać co mu się śni. Po cichu wstałam, wzięłam swój plecak i poszłam się ubrać do łazienki. Padło na pierwszy lepszy podkoszulek i jakieś rurki. No i oczywiście moje ukochane 14-to dziurkowe  glany. Umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Wzięłam swój nowy miecz i podkradłam się z nim do Connora. Już miałam do dźgnąć (nie, no co wy nie jestem mordercą! Chciałam go tak ukłuć dla zabawy) gdy przy sąsiednim łóżku zobaczyłam... Magdę. Leżała wtulona w Travisa a jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało bo sam przytulał ją dość mocno.
-Mavis, fuj.- mruknęłam dość cicho by nikt mnie nie usłyszał, po czym wyszłam na świrze powietrze. Wyszłam przed domek z zamiarem posiedzenia na werandzie, ewentualnie przejścia się po obozie. Zdecydowałam się na to drugie. Idąc oglądałam swój miecz, gdy poczułam uderzenie, silny ból głowy i że mój glan w coś trafia.
- Auć!- krzyknęłam.
- Aua! Masz mocne buty!
Spojrzałam w górę. A to kogo zobaczyłam nie napawało mnie optymizmem. Facet miał może piętnaście lat. Opalony, krótkie, blond włosy z podniesioną grzywką i przeszywające, niebieskie oczy. Był wysoki i no... idealny. Dosłownie. Przynajmniej z wyglądu. No był by idealny, gdy by nie to, że na policzku miał czerwony ślad, zapewne po bliskim spotkaniu z moim glanem. Czy mówiłam już jak bardzo kocham te buty? Wyciągnął do mnie rękę a ja jej nie przyjęłam i wstałam o własnych siłach.
- wiem.
-Jestem Jason Grace, syn Jupitera. Tak w ogóle to przepraszam że na ciebie wpadłem. -cholera, nie dość że przystojny to jeszcze dżentelmen!
- Jupitera? -spytałam, zapominając na chwilę o mojej złości- ale Jupiter jest rzymski. Z tego co wiem, to jesteśmy w Greckim obozie.
- no tak, ale ja jestem z Rzymskiego obozu.
- super. -mruknęłam. Odwróciłam się i już miałam odejść gdy usłyszałam jego głos.
- A ty? Jesteś nowa, prawda? Nie widziałem Cię tu...
- taaak, jestem nowa.
- a zdradzisz mi jak się nazywasz?
- Daria. Nie określona.
-a nazwisko?
- nie musisz znać.
- ale nalegam.
- niech ci wystarczy imię, ewentualnie możesz mi mówić Shadow.
- to ja wolę Daria. Z kąd masz ten miecz? -wskazał na mój nowy nabytek.
- niech cię to nie interesuje i obyśmy się więcej nie spotkali.
Chłopak uśmiechnął się tajemniczo po czym odszedł. Zaraz, gdzie ja jestem? Gdzie jest domek Hermesa? Z zaciśniętymi zębami zawołałam.
- Grace! Pomożesz mi znaleźć domek Hermesa?!
Odwrócił się z szerokim uśmiechem.
- jasne, chodź tędy.
Szliśmy w milczeniu. Po kilku minutach, które ciągnęły się jak godziny doszliśmy do jedenastki.
- dzięki- wybąkałam.
- nie ma za co. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.
- a jak wręcz przeciwnie.- on się uśmiechnął a ja weszłam do domku. Okazało się, że wszyscy już wstali.
- hej Daruś, idziemy na śniadanie. A tak w ogóle to gdzie byłaś? -po słowie "Daruś" nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć z kim mam, przyjemność rozmawiać.
- byłam się przejść po czym kopnęłam jakiegoś dupka w twarz.
Zaśmiał się, po czym razem wyszliśmy bo jak się okazało Ewa i Madzia poszły już z Travisem.
- a kim był owy dupek?
- aa, jakiś syn Jupitera...
- Jason Grace?! Kopnęłaś Jasona Grace'a?!
- no, chyba tak.
Zgiął się ze śmiechu.
- Piper cię zabije!
- Piper?
- jego dziewczyna. Jeśli cię nie zabije to przyśle ci kwiaty!
Pod czas gdy Connor wciąż się zaśmiewał, usiedliśmy przy stole Hermesa. Odszukałam wzrokiem Madzię i Ewę. Pierwszej posłałam złośliwe spojrzenie a drugą zmiażdżyłam wzrokiem za to, że na mnie nie poczekała.
- yyy, Connor. Jak my mamy zamówić to śniadanie?
- musisz pomyśleć czego chcesz do jedzenia i do picia. Byle bez alkoholowe.
Tosty i sok wiśniowy. Na moim talerzu pojawił się tost a w szklance czerwony napój. Po jedzeniu Chejron wstał i uciszył obozowiczów.
-Herosi, chciałem powitać trzy nowe obozowiczki: Ewę Czyżewską, Magdę Kasińską i Darię, wszystkie są nie...
Nie dokończył. Nad głową Ewki rozbłysł pomarańczowy kaduceusz. Chejron ukłonił się Ewce (która swoją drogą miała ciekawą minę). Ewa zamarła z ręką w portwelu Travisa.
- Ewo Czyżewska, córko Hermesa, witamy Cię.

                                           * * * * * * * *
- Connor, jesteś idiotą!
- ale fajnym idiotą!
- owszem, co nie zmienia stwierdzonego wcześniej faktu!
Darłam się na cały głos. Zapytacie pewnie dla czego? Cóż, gdy domek Hermesa miał ściankę do wspinaczki (taka duża, skała plująca lawą i trzęsąca się cały czas) Connor "przypadkiem" połaskotał mnie pod szyją w konsenkwencji czego spadłam z wysokości pięciu metrów.
- jakie mamy teraz zajęcia?
- szermierkę z Hefajstosem.
- z tym Bogiem?
Zachichotał.
- nie cioto -przez te kilka godzi od których się znamy cały czas obrzucamy się na zmianę wyzwiskami, nie żeby mi to przeszkadzało.- z domkiem Hefajstosa, z jego dziećmi.
- a dużo ich?
- ośmioro.
- to dużo. Ej, Magdaa- zwróciłam się do przyjaciółki celowo przeciągając ostatnią literę- a co ty robiłaś w łóżku Travisa?
Nie wiem kto był czerwieńszy: Magda czy Travis który przypadkiem wszystko usłyszał.
- no bo ja...
- czyli wychodzę na godzinę a ty już pakujesz się komuś do łóżka? -zapytałam z drwiącym uśmieszkiem.
- nie twoja sprawa!
- no, chyba jednak moja.
- no bo kurdę koszmar miałam i Travis akurat nie spał, i podłoga była zimna więc.
- ok, nie tłumacz się. Rozumiem. Ale jeśli -tu zwróciłam się do Travisa z groźną miną- złamiesz jej serce to przysięgam, że urządzę ci taką jesień średniowiecza...
Przełknął głośno ślinę.
- r-rozumiem.
Ja, Connor i Ewa jednocześnie wybuchliśmy śmiechem. Po chwili dołączyła do nas Magda z Travisem. Jeny, to są chyba jedyni ludzie przy których się śmieję. W takim radosnym nastroju szliśmy na szermierkę. Oczywiście Ewa i Magda musiały wybrać sobie broń. Bracia poprowadzili nas do czegoś w rodzaju przerośniętej szopy po czym zajęli się pomaganiem w doborze broni. Ja sama adoptowałam mały, srebrny sztylecik i srebrny łuk, które po powiedzeniu Erre zmieniał się w srebrny łańcuch który przypina się do spodni (coś w rodzaju zestawu). Po żmudnych poszukiwaniach Ewa przygarnęła długą spahtę (miecz kawaleryjski) a Magda niewielki, złoty sztylet. Kilka minut później zjawiły się dzieciaki
Hefajstosa. Mnie kazano walczyć z niejakim Leonem Valdezem.
- hej, jest tu jakiś Leo Valdez?!
- tak, to ja. -uśmiechnął się do mnie chudy chłopak, o rysach latynoskiego elfa, ciemnych oczach i tego samego koloru włosach.
- a ty jesteś Daria.
- we własnej osobie.
- to co, walczymy, tak?
- chyba tak.
Wyciągnęłam swój czarny miecz, i mruknęłam
- erre
W mojej lewej ręce zmaterializował się srebrny sztylet a na ramieniu łuk i kołczan. Ręce Leona zapłonęły ogniem i zmaterializował się w nich żelazny młot. Kurde, Thor zstąpił na ziemię, pomyślałam. Zapytacie z kąd potrafię strzelać z łuku i walczyć mieczem? Na wakacjach nad morzem pewien gimnazjalista uczył mnie posługiwania się drewnianym mieczem, sztyletem i łukiem. Nauka nie poszła w las, tym bardziej że często z nudów strzelałam do celu. Błyskawicznie naciągnęłam strzałę na cieniciwę i wystrzeliłam. Zapewne trafiła by w niego gdy by nie to, że się przeturlał. Wypuściłam jeszcze dwie strzały. Na próżno. Dopiero trzecia trafiła go w ramię (miał szczęście że grot był tępy). Skrzywił się z bólu po czym rzucił we mnie kulą ognia. Uchyliłam się przed nią po czym z podniesionym mieczem ruszyłam do ataku. Chłopak zrobił to samo. Mój miecz i jego młot się skrzyżowały. Uśmiechnęłam się złośliwie po czym kopnęłam go (warto wspomnieć, że moje glany mają metalowe czubki) w czułe miejsce. Jęknął z bólu i upadł na kolana, a ja poczułam swąd palonego ubrania. Okazało się że Leo podpalił mi koszulkę którą szybko ugasiłam. Leo wydawał się równym gościem więc podałam mu rękę i pomogłam wstać.
- dobrze walczysz, jesteś nowa?
- tak, i ty też.
- Leo- podał mi rękę którą nie chętnie uścisnęłam.
- Daria.
- hej, to ty kopnęłaś Jasona?
- tak, a co -powiedziałam "dumnie" wypinając pierś.
- to mój najlepszy przyjaciel.
- acha. Co nie zmienia faktu że jest dupkiem.
Leo zachichotał.
- chyba tylko ty tak uważasz.
- i dobrze.
- jakie masz teraz zajęcia?
- chyba ceramikę, a ty?
- ściankę do wspinaczki. To cześć.
- na razie.
Podeszłam do Connora, który kończył swoją walkę.
- wygrałeś?
- tak, a ty?
- remis.
- widziałem jak podpalił ci koszulkę- spojrzał na osmaloną dziurę i zachichotał.
- hej, to nie moja wina. Urywamy się z ceramiki?
- czytasz mi w myślach. Nienawidzę paprać się w glinie.
- A idziemy z Ewą?
- proponowałem jej to ale stwierdziła, że skoro już wie kto jest jej boskim ojcem, to chce wypróbować co takiego potrafi.
- a Travis i Magda?
- pojęcia nie mam.
- eh, to idziemy sami, a gdzie idziemy?
- do lasu?
- a po co? tylko drzewa, krzaki i trawa.
- i potwory. Są tam potwory, to idziemy?
- możemy iść, tylko uzupełnię kołczan.
Okazało się, że kołczan sam się uzupełnia. Po cichu weszliśmy w las, ja z naciągniętą strzałą a Connor z uniesionym mieczem. Szliśmy tak przez jakieś piętnaście minut aż tu nagle wyskoczył na nas piekielny ogar. Żył kilka sekund. Gdy tylko go dostrzegliśmy w jego piersi utkwił pęk strzał, a w karku ziała wielka dziura po mieczu Connora. Gdy ogar rozsypał się w pył przybiliśmy piątkę.
- głodna jestem. Wracamy.
- wedle rozkazu -Connor zasalutował i już mieliśmy zawracać gdy by nie to, ze usłyszeliśmy jakieś przytłumione głosy. Wyjrzeliśmy z za krzaków, a mój wzrok skierował się na leśną polanę. Na owej polanie Magda i Tarvis... całowali się. Patrząc na syna Hermesa miałam ochotę użyć łuku. Kurde, od kiedy to Madzia migdali się z pierwszym lepszym facetem?!

                                                     * * * * * * * *
Madzia, nie bij!*chowa się w kącie i zasłania zdezorientowanym Connorem* Wiem, że nie było twojej perspektywy, w nn będzie. Jeszcze raz proszę: NIE BIJ!!!!

~ Shadow

9 komentarzy:

  1. Nie będę cię bić. Tylko truć dupę o kolejny rozdział. Migdalenie się z pierwszym lepszym tak bardzo spoko. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Connor jest twoim prywatnym przydupasem

    OdpowiedzUsuń
  3. no kurde tak, piesek salonowy XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie no ta ja magda zawsze z pierwszym lepszym a tu nagle taka odmiana no nieźle!!!!!!!
    MAM FOCHA NA SHADOW bo:
    OOOOD KIEDY JA KU*******************WA LUBIE LEPIĆ Z PLASTELINY CO??????!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    WOLE GANIAĆ PO LESIE !!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. ale ja będę BIĆ!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. To Tasnieogar czeka na Rhan i zgłasza sie na betę!
    Ewcia. Bez przesadyzmu. Lepienie z gliny jest fajne. Można ulepić krzyż na Pitusia... I chyba ci się wykrzyknik przyciął.
    To pani Shadow jakby byla zainteresowana moim betowaniem to ja na fejsbuki na priv zapraszam c:

    OdpowiedzUsuń
  8. nie Ewcia tylko EWKA!!!!! LEPIENIE GLINY NIE DLA HERMESOWCA TYPU JA!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ulepisz z gliny paralizator i mnie zparaliżujesz xd ok? "Krzyż na Pitusia" czy ja o czymś nie wiem... Po za tym co masz kurde do gliny? Glina jest spoko.

    OdpowiedzUsuń