środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 3 Syn Jupitera numero uno

Przez ten tydzień zdążyłam się już przyzwyczaić do ciągłych wybuchów, kłótni i wszechobecnego rozgardiaszu panującego w Obozie. Z obozowiczami dogadywałam się znośnie, szczególną nienawiścią (nie wiem czemu, może to przez ten eksplodujący garnek?, dłuższa historia) darzył mnie domek Aresa. Nie wiem czemu... Kolejną nie wiadomą było to, ze ten cały Grace łazi za mną jak cień. Zupełnie jak by miał wyrzuty sumienia za tamten wypadek. I dobrze mu tak! Nie, to nie moja wina że sprzedałam mu kopa!  A, no i Magda i Travis są razem, przez co Travis nie ma czasu dla Connora a Magda dla nas więc zgodnie ustaliliśmy, że ja, Connor i Ewka będziemy trzymać się razem.
- hej, idziemy do lasu ubić potwora? -spytała ewidentnie znudzona Ewka. Mieliśmy mieć teraz warsztaty a ja jakoś nie mam ochoty na przekomarzanie się z Leo, nie to że go nie lubię. Ale budowanie idzie mi delikatnie mówiąc "źle", wystarczy przypomnieć sobie tę wtorkową sytuację z wybuchającym garnkiem.
- możemy iść. -wzruszyłam ramionami.
- potwora ubić, potwora ubić -zaczął nucić Connor.
Od razu z pawilonu jadalnego (mieliśmy akurat śniadanie) poszliśmy do lasu jako, że każdy szanujący się heros dwudziestego pierwszego wieku nosi przy sobie broń.
- a wiecie, co...- zagadnął brat Ewy.
- nie, nie wiemy ale się dowiemy jeśli nas oświecisz.- wtrąciłam.
- no więc Rzymianie przyjeżdżają!
- super.- Ewa wyszczerzyła zęby jak w reklamie płynu do płukania ust.
- ta-dam! I jesteśmy w lesie. To co, czego szukamy?
- bo ja wiem, potwora?
-idiota- mruknęłam, po czym zdzieliłam Connora w tył głowy.
- zołza.
- głupek.
- zrzęda.
- debil.
- stop! Mieliśmy szukać potwora a nie obrzucać się wyzwiskami! -wrzasnęła Ewka- jesteście jak stare, dobre małżeństwo, nie po to tu kurwa przyszłam, żeby kurwa żadnego jebanego potwora nie znaleźć i na dokładkę wysłuchiwać waszego podwójnie jebanego gadania!
We trójkę wybuchnęliśmy śmiechem. Łaziliśmy tak jeszcze przez chwilę po czym zaczęło się robić ciemno. Ta nasza "chwila" trwała cztery godziny.
- wracamy?
- idźcie, ja jeszcze chwilę poganiam potwory. -mruknęłam.
- jak chcesz.
We dwójkę odeszli, kłócąc się co komu zabrać a ja zagłębiłam się w las. Gdy tak szłam znudzona, coś złapało mnie za ramię i pociągnęło w las. Sypiąc potokiem przekleństw machałam mieczem- na próżno, owe coś wlokło mnie po ziemi. I znów niespodzianka- wszystko ustało. Poczułam, że wznoszę się w górę. Super, umarłam. Nie, nie, chwila... podziemie jest w drugą stronę. Fuck Logick. Otworzyłam oczy, a mój wzrok padł na szczerzącego zęby Jasona Grace'a. Powoli spojrzałam w dół- byliśmy ze sto metrów nad ziemią. Zaczęłam wierzgać i machać rozpaczliwie rękami.
- Grace! Masz mnie puścić!
- Na pewno?
- Tak! Nie! Pieprz się!
- to ja cię ratuje od cyklopa a ty nawet cześć mi nie powiesz? -spytał wyraźnie rozbawiony.
- Cześć. Zadowolony? -warknęłam.
- nie bardzo.
Posadził mnie na czubku jakieś kurewsko wielkiej sosny a sam "zawisł" obok. Niczym miś koala przywarłam do chybotliwego czubka drzewa
- Ty- obrzuciłam go wyzwiskami jakich nie należy powtarzać na co on się tylko uśmiechnął- ... synu Jupitera, Zeusa czy kogo tam chcesz! Masz mnie zdjąć!
Nie patrz w dół, nie patrz w dół zacnie pomocne, szczególnie jeśli się ma lęk wysokości!
- najpierw mi powiesz.
- co ja do jasnego Apolla mam ci powiedzieć?!- wywrzaskując to rozpaczliwie próbowałam zachować równowagę na chyboczącym czubku sosny.
- jak to co?- teraz to on był zdziwiony- czemu mnie tak nienawidzisz?
- bo jesteś dupkiem, bo pobrudziłeś mi glana, bo jesteś zbyt przystojny, bo...- umilkłam a syn Jupitera Numero uno wyszczerzył zęby jak ten pieprzony Edward z tego pieprzonego Zmierzchu!
- wiedziałem, ze mnie lubisz!
Teraz zrobiłam zapewne najgłupszą rzecz w moim życiu, a mianowicie puściłam się jedną ręką drzewa i pokazałam mu środkowego palca z miną "Ja.Zabiję.Cię." Szybko tego pożałowałam bo straciłam równowagę i zaczęłam spadać. Chyba napiszę nekrolog. "Daria, lat czternaście. Zmarła osiemnastego grudnia. Cały swój dobytek każe rozdzielić pomiędzy Connora, Madzię i Ewę a pewnemu synowi Jupitera (czyt. Jasonowi Grace'owi) każe wymierzyć porządnego kopa jej glanem" W połowie lotu SS Podziemie poczułam, ze ktoś mnie łapie w pasie a moja odległość od ziemi szybko się zwiększa.
- postaw mnie do jasnej cholery!
- najpierw przekonam cię do siebie.
- powodzenia.
Zrezygnowana zamknęłam oczy i przestałam się wyrywać. Kilka minut później poczułam twardy grunt pod nogami. Dzięki niech będą Bogom! Rozejrzałam się po czym ponownie jęknęłam. Byłam na dachu jedynki który wznosił się jakieś szesnaście metrów nad ziemią.
- co, masz lęk wysokości?
- Ameryki to ty nie odkryłeś.
- ok, spójrz w niebo.
- wow. Chmurki i ciemne niebo. Szacun. Mogę już sobie iść?
- jeszcze nie. -machnął ręką a na niebie ukazały się setki rozmigotanych gwiazd. Siedziałam na tym dachu gapiąc się na nie z niemym podziwem. Tylu gwiazd nie widziałam nigdy.- i co, opadła troszkę szczęka?
- śnisz.
- ale już mnie lubisz? -spytał z nadzieją. Ta rozwalająca szczerość mnie dobija.
- ok, gwiazdy mi się podobają, co nie zmienia faktu, że jesteś dupkiem.
Zaśmiał się cicho. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w milczeniu po czym Jason pomógł mi zejść na ziemię.
- Do zobaczenia- mruknął. - nie miło było się z tobą spotkać.
- cała nie przyjemność po mojej stronie.
- czy pozwolisz mi się odprowadzić? -czy mówiłam już jakim on jest jebanym dżentelmenem?
- spadaj zanim znów przejdę do stanu otwartej wrogości.
- uznaję to za "tak".
Chcąc lub nie poszedł za mną podprowadził mnie pod jedenastkę.
- pieprzony harcerz herosów numer jeden -mruknęłam po czym rzuciłam się łóżko Ewy (gdy została uznana dostała łóżko).
- gdzie ty byłaś? -spytała.
- jak bym ci powiedziała to i tak byś nie uwierzyła.
- a tak z innej beczki, gdzie jest Magda?
- tu jestem! A teraz wyjdziemy we trzy na dwór i opowiesz co to takiego porabiałaś.
Z miną skazańca powlokłam się z nimi przed domek i opowiedziałam im wszystko od momentu rozstania się Ewą i Condziem aż do przyjścia do domku.
- no, to ładna historia- posumowała Ewa. -a Magda, jak tam z tobą i Travisem?
Madzia zaczerwieniła się aż po końcówki włosów, po czym zaczęła opowiadać o spacerach.
- hej, dziewczyny. -drzwi się uchyliły a ze szpary w nich wychynęła głowa Condzia. -zaraz jest ognisko.
- A trochę jaśniej. -mruknęła Ewa.
- Modelki od Apollina śpiewają, a reszta obżera się piankami. Pasuje?
- może być. Jak pianki to zawsze, choczaj brat. -Ewa wzięła go pod ramię po czym oboje przystawili sobie palec wskazujący do górnej wargi niczym szlachecki wąs. Bo szlachta nie pracuje, szlachta obżera się piankami do utraty przytomności i zębów... W końcu (jakieś pół godziny po rozpoczęciu) dotarliśmy na miejsce. Dzieciaki Apollina brzdąkały na tych swoich gitarach a Ewa, Travis i Connor "pożyczyli" dwie duże paczki pianek, dzięki czemu niczego nam nie brakowało.
W pewnej chwili podszedł do nas Percy.
- hej- zagadnął- wciąż nie uznane?
- w dalszym ciągu. A tak przy okazji, czyim ty jesteś synem?
- Posejdona.
- Wow. Też bym tak chciała.
Percy się zaśmiał.
- no nie wiem...
- a ja wiem.
W tej samej chwili ktoś mnie popchnął w plecy. Odruchowo odwróciłam się w tamtą stronę z żądzą mordu na twarzy. Okazało się, że to jakaś nieznajoma brunetka. Rzuciłam w nią pianką.
- hej, co robisz leszczu?!- wydarła się.
- co ja robię?! Co ty robisz?!
- ja? Oddycham, chodzę...
- wow, długo zajęło ci wymyślenie tej riposty?
- a tak w ogóle to nie obrzuca się prawie porządnych ludzi piankami? Serio, myślałaś że przestraszysz mnie kawałkiem pianki?
- Ta pianka jest jak czołg ruski! Opancerzona i gotowa do ostatniej salwy kamikadze!
- ok, osoba która atakuje ludzi piankami musi być świrnięta. Rhan, Rhan jestem!
- Daria.
Podałyśmy sobie ręce, a ja miałam wrażenie, że moja zaraz odpadnie.
- jestem córką Aresa! -wrzasnęła. - a...
Nie dokończyła. Wszyscy zamarli gdy nad głową Magdy zaświeciła się złota błyskawica. Obozowicze padli przed nią na kolana.
- Witaj Magdo, córko Zeusa.
Jeżeli ktoś pomyślał, że to koniec niespodzianek to się pomylił. W tej samej chwili ognisko zgasło, a z cienia wyłonił się przerażający mężczyzna. Kruczoczarne włosy, blada cera, cienie pod oczami i szaleńczy błysk w oku. Chejron przyklękł a reszta herosów poszła w jego ślady. Rozległ się cichy pomruk Hades.
- Przynajmniej w dzisiejszych czasach śmiertelnicy okazują Bogom minimum szacunku -mruknął- nie przyszedłem tu żeby patrzeć jak się kłaniacie! Do rzeczy. Ponieważ wasza wyrocznia- wskazał na Rachel Elizabet Dare- nie działa, to ja ogłaszam misję. Macie znaleźć Boginię Astraję, a ona powie wam resztę. Była jakaś przepowiednia ale ją zapomniałem więc... A zresztą niech wam będzie.
Pięcioro na pomoc prawdzie wyruszy
Na rozstaju dróg staną w blasku złej duszy
Los już ma z góry syn nieba przesądzony
Upadnie i zostanie w ciemności strącony
Podziemie, niebo, woda, złodziej i kowal
Muszą zadecydować czy zdjąć strachu woal
Zaufać muszą tej, co z zimna się wywodzi
By prawdę poznał los co wydarzeniom przewodzi
A, i tak przy okazji. Wpadłem tu, żeby uznać Darię.
Po czym rozpłynął się w powietrzu a ja stałam jak sparaliżowana. I znów obozowicze uklękli, tyle że przede mną.
- witaj Dario, córko Hadesa. - nad moją głową rozbłysł dziwmy symbol. Czarny znak, według mnie przypominający baletnice, a za nim, jak by przygaszony błyszczał płatek śniegu. - potomkini Chione.
WTF? Ja mam być dzieckiem Hadesa, i do tego jeszcze potomkinią bogini śniegu? Ok... Czyli to jakaś ukryta kamera...

                                                                  * * * * * * * * * * *

Imperio. Tak, tak wiem. Rozdział do dupy albo jeszcze gorzej. Taki bez ładu i składu.


6 komentarzy:

  1. Stare dobre małżeństwo ty i Connor tak bardzo

    OdpowiedzUsuń
  2. Siostra moge kogoś pierunem pierdolnąć plis. Tak w ogóle świetny tylko troche krótki

    OdpowiedzUsuń
  3. ok, ok piorun na życzenie xd

    OdpowiedzUsuń
  4. NIE OBRAŻAJ ZMIERZCHUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    TY PIEPRZONA TY!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. PIERDOLNIJ MNIE PIORUNEM!!!!!!!!!!!!!!!!MADZIU!
    PLISSSSSSSSSSSSSSS!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń